wtorek, 5 maja 2015

Rozdział 5

Wyrzuciłam kochającą się parę z mojego pokoju, następnie rzuciłam wzrokiem na rozwalone pościele w łóżku, nie miałam ochoty teraz spać po tym jak ta dwójka zakochanych zabawiała się w nim. Zrobiło mi się niedobrze na samą myśl. Usiadłam w fotelu otwierając laptopa i kuląc nogi do klatki piersiowej. Weszłam na twittera, moje palce przez chwilę zawisły nad klawiaturą. "To wszystko to są jakieś żarty. Czuję się jak w jakimś programie, gdzie wkręcają ludzi." Tylko tyle, że to mało prawdopodobne. Następną godzinę bezsensownie błądziłam po stronach internetowych.
Z niemałym zdumieniem zorientowałam się, że zaczęłam stukać niecierpliwie palcami o blat biurka. Głód. Głód nikotynowy. Zamknęłam z trzaskiem laptop. Grzebałam gorączkowo w kieszeniach, szukając papierosa. Ostatniego, wyjętego z paczki i schowanego na czarną godzinę, która najwidoczniej nadeszła. Przejechałam nerwowo językiem po spierzchniętych wargach. Ja to mam szczęście. Nie ma go, nigdzie go nie ma. Dopadł mnie już dość silny głód i wiedziałam, że jeśli zaraz nie zapalę to dostanę takiej nerwicy, że przewrócę ten dom do góry nogami. Zdecydowałam się wyjść do najbliższego sklepu, pomimo tego, że nawet nie wiedziałam gdzie się znajdował. Było grubo po 24:00, miałam nadzieję, że są tu sklepy otwarte całą dobę. Narzuciłam na siebie kurtkę i włożyłam portfel do kieszeni. Impreza chyba właśnie dobiegła końca, ponieważ większość osób opuściła apartament a reszta, która zdecydowała się zostać spała na kanapach, fotelach, również i na podłodze. Porozrzucane kubki w jakimś stopniu utrudniały mi dotarcie do wyjścia ponieważ, potknęłam się kilka razy o nie. W końcu wyszłam z mieszkania i ruszyłam prosto przed siebie. Później skręciłam w prawo, gdzie po kilku krokach dostrzegłam sklep obok stacji benzynowej. Łaziłam między półkami, gdy nagle potrąciłam jedną, wszystkie produkty które stały na niej rozsypały się po ziemi.
- Przepraszam! - powiedziałam, klękając na podłodze by je podnieść.
- Nic się nie stało - usłyszałam głos dziewczyny, która zaczęła pomagać mi je zbierać.
Kiedy zebrałam już wszystko, podałam jej, a ona mi podziękowała. Dziewczyna była mniej więcej mojego wzrostu z długimi blond włosami. Miała piękne niebieskie oczy. Poprawiła szybko swoją sukienkę ę i wróciła za kasę. Poprosiłam o moje ulubione papierosy. Zapłaciłam i zgarnęłam z blatu paczkę, wychodząc na zewnątrz, aby natychmiast odpalić skręta. Usiadłam na nagrzanych przez cały dzień kamiennych schodach prowadzących do sklepu. Oparłam się plecami o balustradę i wyciągnęłam jednego papierosa, włożyłam między wargi. Wzięłam do ręki zapalniczkę i podpaliłam. Wciągnęłam dym do ust i zatrzymałam na moment, by móc delektować się kojącą wonią dymu, jaki się z niego wydostawał. Byłam zrelaksowana. Zamknęłam oczy. Właśnie tego potrzebowałam głupiego papierosa, który dawał mi tyle szczęścia. Po chwili wypuściłam dym z ust. Powoli. Zmysłowo. Rozchyliłam powieki i spojrzałam na dziewczynę ze sklepu, która szła w moim kierunku.
- Czy przypadkiem nie zgubiłaś czegoś? - wyciągnęła rękę w której trzymała wisiorek taki sam jaki dostałam od babci na 10 urodziny. Nigdy się z nim nie rozstawałam. To jedyne co mi po niej zostało. Babcia była dla mnie ważną osobą, jedyną, o której wiedziałam na pewno, że mnie kocha. Czasami głośno myślałam, jakbym prowadziła z nią rozmowę. Wiedziałam, że mi nie odpowie, ale czułam, że była przy mnie obecna.
- Dzi.. - urwałam wypowiedź gdy zobaczyłam, że jest przerwany. Przyłożyłam dłoń do skroni, prosząc Boga w duchu, żeby to nie była prawda. Ten mały wisiorek był dla mnie najcenniejszą rzeczą na tym cholernym świecie, to on dawał mi takiego kopa w życiu kiedy miałam chwile słabości. A przychodziły one bardzo często - Dziękuję - dokończyłam. Przecież to nie była jej wina.
- Leżał obok miejsca "wypadku" - wypowiadając ostatnie słowo, zrobiła cudzysłów w powietrzu - Najwidoczniej zahaczyłaś nim i dlatego teraz jest w takim stanie, bardzo mi przykro, bo jest na prawdę piękny. Na pewno jest dla ciebie ważny - powiedziała po tym gdy zauważyła jak bardzo się przejęłam.
- Hmm.. no trudno. Nie mam możliwości cofnięcia czasu, a szkoda. Na pewno da się go naprawić - pocieszałam się w duchu i próbowałam zaczepić oczko za oczko, jednak na marne.
- Tak w ogóle jestem Emily. Miło mi cię poznać - wyciągnęła rękę w moją stronę.
- Maddie - odwzajemniłam gest i schowałam naszyjnik do kieszeni, dokładnie zasuwając zamek kieszeni.
Poklepałam dłonią miejsce obok siebie i po chwili blondynka usiadła obok mnie. Wciągnęłam do płuc kolejną porcję dymu.
- Ale nie wiem czy powinnam, pracuję tu od wczoraj. A trochę trudno znaleźć w tej dzielnicy pracę. Szef będzie miał pretensje.
- Nie będzie miał żadnych pretensji, jeśli się o niczym nie dowie. - zaczęłam spokojnie - Popatrz na ulicach nie ma już nikogo. Jest środek nocy. Przecież siedzimy przy samym wejściu, mamy wszystko pod kontrolą - wyciągnęłam mały paluszek i powiedziałam z uśmiechem - Obiecuję, że szefunio się nie dowie - a ona splotła go wraz ze swoim.
- Mogę? - wskazała na paczkę, którą trzymałam w dłoniach. Spojrzałam na nią i podałam jej tekturowe pudełeczko. Wyciągnęła z niego papierosa i odpaliła - Dzięki - oddała mi moją własność, wypuszczając z płuc dym.
Patrząc w gwieździste, bezchmurne niebo rozmawiałyśmy o wszystkim. Od ulubionej muzyki i filmów do znienawidzonego jedzenia. Zauważyłam, że moja koleżanka była bardzo energiczna. Była jak wszyscy moi starzy znajomi w jednym! Ale odkąd odczytała jakąś wiadomość na komórce, zaczęła dziwnie się zachowywać. Co chwilkę sprawdzała godzinę i było po niej widać, że była lekko poddenerwowana. Spojrzałam w dół na swoje stopy i szybko zauważyłam, że mój but się rozwiązał, więc instynktownie pochyliłam się aby go zawiązać. Kiedy skończyłam dostrzegłam czarny samochód, który powoli podjeżdżał do krawężnika. Nim się obejrzałam Emily stała już na dole schodów. Ja postanowiłam zostać na miejscu i odpaliłam kolejnego papierosa. Obserwowałam całą sytuację z boku. Dziewczyna niepewnie wyciągnęła coś z kieszeni ale nie mogłam dostrzec co to. Chłopak wyrwał przedmiot z jej ręki i wtedy jego głowa obróciła się w moją stronę.
- Cześć Maddison. Jaki ten świat jest mały, nie sądzisz? - nie zdążyłam nawet odpowiedzieć bo auto odjechało z piskiem opon. Co to miało znaczyć? Byłam jednocześnie przestraszona i zaciekawiona sensem i celem jego postępowania. .
Zerwałam się na równe nogi kiedy dotarły do mnie słowa dziewczyny. Oznajmiła mi, że jej zmiana właśnie się kończy i wraca do domu. Zachowywała się jakby nigdy nic się nie wydarzyło.
Szłyśmy chodnikiem w dół ulicy. Próbowałam wyciągnąć od niej jakiekolwiek informacje na jego temat, najważniejsze jak się nazywa, lecz bezskutecznie.
Nasze drogi się rozeszły w tamtym momencie. Byłyśmy koło domu Emily. Pożegnałyśmy się, oczywiście musiałam spróbować jeszcze raz, nie dałoby mi to spokoju, jednak nowa znajoma odpowiedziała tylko "do zobaczenia i to nie jest mój znajomy". To kto do cholery? Chciałam zapytać, ale niestety dziewczyna była szybka i znikła szybko za drzwiami.

Dalej szłam w stronę mojego domu. Ciemność odbierała mi więcej, niż tylko dobrą widoczność. Ponieważ ta panująca na ulicach ciemność odbierała mi wszelki spokój. Mogłam siebie oszukiwać, ale to właśnie spokój był tym, czego teraz potrzebowałam najbardziej.
Wspinając się po stopniach do domu zerknęłam jeszcze przez ramię. Samochód Olivera stał na podjeździe, co oznaczało, że już wrócił. Nacisnęłam klamkę i pociągnęłam w dół. Spróbowałam ponownie. Drzwi były zamknięte a ja nie miałam kluczy. Musiałam coś szybko skombinować, tak żeby tata nie dowiedział się o mojej nocnej wyprawie. Pierwsze co mi wpadło do głowy to telefon do Gemmy. Wybrałam odpowiedni numer i przycisnęłam zieloną słuchawkę. Nic. Spróbowałam kolejny raz. Dalej nic. Postanowiłam zmienić numer ponieważ już wiedziałam, że Gemma mi nie otworzy. Po kilku próbach dodzwonienia się do któregoś z chłopców zrezygnowana wybrałam numer Malika. Przyłożyłam telefon do ucha.
Pierwszy sygnał - nic.
Drugi sygnał - nadal nic.
Trzeci sygnał - odebrał.
- Mad - ochrypły głos sprawił, że podskoczyłam wystraszona - Co się stało, że dzwonisz do mnie o trzeciej w nocy?
- Um... mam mały problem. Proszę otwórz mi drzwi, bo nikt inny z domowników nie raczy ruszyć swojego tyłka i tego zrobić.
- Co?
- No tak... Halo? - przez chwilę po drugiej stronie panowała cisza. A później usłyszałam czyjeś kroki i brzdęk kluczy. Nagle drzwi otworzyły się i stanął w nich brunet w samych bokserkach. Zastygłam jak słup soli, a Zayn tylko się uśmiechnął bezczelnie.
- Wejdziesz czy dalej będziesz tu stała i pożerała mnie wzrokiem? - wydawał się rozbawiony.
- Wcale nie...
- Właśnie, że tak - westchnął tęsknie - Patrzyłem na twoje usta i widziałem, jak przygryzłaś wargę i się uśmiechnęłaś.
Czułam, że robię się czerwona jak dorodny buraczek. Odwróciłam wzrok byle by tylko nie patrzeć na jego nagi tors i wszystkie te tatuaże jakie zdobią jego ciało, które swoją drogą jak dla mnie było idealne.
- Świetnie - odparłam przez zaciśnięte zęby.

Wdrapałam się po schodach na górę i weszłam do siebie. Rzuciłam się na łóżko i zatonęłam w swoich myślach. W tym momencie dotyczyły one tylko jednej osoby. I choć wiedziałam, że nie powinno tak być, to nie mogłam nic na to poradzić. Czułam niewytłumaczoną złość, dlatego że zrobił ze mnie taką idiotkę. Rozmyślałam tak jeszcze przez chwile i choć walczyłam ze sobą jak mogłam, udałam się do krainy Morfeusza.

***
- Musisz tak tłuc się od samego rana, kobieto? - zostawiłam na blacie to co trzymałam w reku i weszłam do salonu. Na kanapie leżał Zayn po chwili podniósł głowę i grymas pojawił się na jego twarzy. Głowę schował w poduszkę i mamrotał.
- Oh, czyżby męczył cię kac biedaku? Tak mi przykro ale właśnie zamierzam wysuszyć włosy, a suszarka jest trochę głośna - zaśmiałam się pod nosem i wróciłam do łazienki. Musiałam wysuszyć włosy a wkurzenie przy tym Zayna to tylko dodatkowy plus.
- Zabiję ją - słyszałam jego głos, który był coraz bliżej. Moje serce przyspieszyło kiedy zauważyłam, że znów na sobie miał tylko bokserki. Zayn podszedł bliżej i stanął obok mnie. Odłączył suszarkę od prądu i zabrał ją ze sobą.
- Ej co ty robisz?! - krzyknęłam za nim.
- Konfiskuję ją. Nie mam najmniejszego zamiaru siedzieć w więzieniu za zabójstwo przez głupią suszarkę - pokręcił głową z uśmiechem. Miałam ochotę podejść do niego i zedrzeć mu z twarzy tą pewność siebie.
Warknęłam, co wywołało u niego rozbawienie.
Ach, więc tak się chcesz bawić. Chcesz wojny Malik to będziesz ją miał.



___________________________________________________________
*jeśli szanujesz moją pracę poświęconą napisaniu tego rozdziału - skomentuj, wystarczy parę słów*


 Przepraszam, że rozdział taki krótki i do dupy, ale ostatnio coraz gorzej idzie mi pisanie. 
Obiecuję, że kolejny będzie o wiele dłuższy. 
Chciałam podziękować za aż 15 komentarzy pod ostatnim rozdziałem. Jesteście niesamowitym wsparciem :) No więc do następnego, który pojawi się na 100% szybciej niż ten. Czekam na szczere komentarze :)

wtorek, 7 kwietnia 2015

Rozdział 4

Przejechałam dłonią przez swoje brązowe włosy i spojrzałam na zegarek, którego tykanie doprowadzało mnie do obłędu. Nie chciałam wstawać. Chciałam spać, chciałam zostać w łóżku już do końca życia. 
Czy wymagam tak dużo?
Westchnęłam i podniosłam się siadając po turecku. Przetarłam twarz dłońmi i wstałam, zabierając z szafy ciuchy. Ubrałam się, włosy związałam jedynie w niedbały kucyk. Skierowałam się w stronę drzwi po czym wyszłam przez nie. Naprzeciwko znajdował się pokój Harry'ego. Uśmiechnęłam się zaciskając dłoń w pięść. W połowie drogi usłyszałam znajome mi dźwięki. Leciała właśnie czołówka do mojego ulubionego show rodziny Kardashianów. Po zejściu z ostatniego stopnia weszłam do kuchni. Gemma siedziała przy stole z nogami podkurczonymi do brody, którą opierała na kolanach i malowała paznokcie u rąk.
- Cześć, jak ci się spało? -spytała zakręcając lakier i odkładając go na stół.
- Spałam jak zabita - odpowiedziałam i podeszłam do lodówki wyciągając karton z sokiem pomarańczowym. Nalałam do szklanki i usiadłam na blacie wymachując swoimi nogami.
- Przepraszam cię za wczoraj. Obiecuję, że będziesz czuła się tu dobrze. Możemy iść na miasto lub zakupy jeśli chcesz... - powiedziała cicho Gemma.
- Okej - odpowiedziałam i ruszyłam wolnym krokiem w stronę okna. Lekko się uśmiechnęłam. Pogoda była ładna, nie wiał dziki wiatr czy padał ulewny deszcz. Błękitne niebo było przysłonięte kilkoma chmurami. Patrzenie na zjawiska natury zawsze mnie uspokajało. Wyłączałam się wtedy całkowicie oddając się swoim myślom.
Do domu wpadła piątka chłopaków drąc japy na cały regulator. Zignorowałam ich i wróciłam do oglądania mojego serialu.
Z kuchni doskonale było widać cały salon. Dokładnie przeskanowałam to pomieszczenie i osoby, które się w nim znajdowały. Na kanapie przed telewizorem siedział blondyn i brunet, którzy grali na konsoli, co chwilę obrzucając się wyzwiskami i tekstami typu "i tak nie masz ze mną szans". Obok nich w fotelu siedział mulat, którego najwidoczniej nie obchodziło co robią inni, bo całą uwagę poświęcił ekranowi swojej komórki. Po drugiej stronie salonu stał przy oknie dobrze zbudowany brunet. Rozmawiał z kimś przez telefon, równocześnie śmiejąc się z dwóch idiotów wyzywających się podczas grania. Mój wzrok zatrzymał się na Harrym. Stał zamyślony. Trzeba to wykorzystać. Podeszłam i niby przypadkowo wpadłam na niego oblewając go sokiem.
- Kurwa! - krzyknął ze wściekłością, wszystkie oczy momentalnie zwróciły się ku mnie i Harry'emu. - Ślepa jesteś? Może nauczyć cię chodzić!? - Chyba mi się udało. Tak. Miałam ochotę sama sobie przybić piątkę. Nie wiedziałam, że to sprawi mi taką radość.
- Przepraszam, nie chciałam - powiedziałam próbując ukryć lekki uśmiech na mojej twarzy.
Harry miał już coś powiedzieć. Otworzył usta. Gemma tylko popatrzyła na niego a on momentalnie zamknął swoją jadaczkę. Zamknął również oczy, wziął głęboki wdech i powiedział - Ok to tylko koszula - widziałam, że te słowa wiele go kosztują. Od razu ruszył w stronę swojego pokoju. Wybiegł szybko po schodach i trzasnął drzwiami.
- A więc chłopcy - zaczęła Gemma - To jest Maddie.
- Hej jestem Louis, miło mi - oznajmił brunet z lekkim zarostem, który jak na moje oko był nieco starszy od pozostałych - A i niezłe wejście - zaśmiał się i puścił mi oczko. Wszyscy popatrzyliśmy w stronę Gemmy, która już jakiś czas walczyła sama z sobą i próbowała stłumić chichot. Nie wychodziło jej to najlepiej. Wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem.
- Ja jestem Niall - powiedział blondyn i uśmiechnął się do mnie.
- Liam - uścisnął moją dłoń w ramach przywitania.
- A ja Zayn - powiedział ten z bardzo ciemnymi włosami. Jego czarne oczy wpatrywały się w moje i podał mi rękę.
- Miło mi was wszystkich poznać - powiedziałam z wielkim uśmiechem na twarzy.
- Oh! Nie masz nic przeciwko, żebym nazywał cię 'Mad'? - poprosił Louis.
- Jasne, możesz mnie nazywać Mad - odpowiedziałam.
- TAK! - krzyknął - lubi mnie najbardziej - dodał - Mad, definitywnie powinnaś spędzić kiedyś z nami trochę czasu - w odpowiedzi tylko skinęłam głową.
Poszłam na schody, by pójść do mojego pokoju. Gemma śledziła mnie i weszła za mną.
- Poszło naprawdę dobrze - powiedziała uśmiechając się do mnie.
Może mogłabym zaufać tym ludziom. Może nie byli aż tacy źli, jak ich oceniałam. Postanowiłam dać im szansę.
***
Usłyszałam szepczące głosy i moje imię. Wiem, że miałam iść do pokoju Gemmy porozmawiać z nią na temat wypadu na miasto, ale ciekawość wzięła nade mną górę. Postanowiłam ich podsłuchać. To niegrzeczne z mojej strony, ale musiałam. 
- Nie wierzę... nie wierzę, czemu tak jej bronicie? - to Harry.
- Hazza przestań być niegrzeczny dla swojej nowej siostry. Byłeś już dość straszny dla niej. My nawet nie wiemy, jaka ona jest! Daj jej szansę! - powiedział Louis.
Pomyślałam, że chciałabym takiego faceta jak Louis.
- Tak, poznajmy ją. Kto wie, może będziemy dobrymi kumplami - szepnął Liam.
- Czego wy ode mnie oczekujecie, że przywitam tę dziewczynę z otwartymi ramionami? Słuchajcie, ona była pomyłką i nie nazywajcie jej moją siostrą! Jest nic nie wartym, rozpuszczonym bachorem! - to Harry powiedział już dużo głośniej.
Moje serce zachowywało się tak, jakby za chwilę miało wyskoczyć. Odwróciłam się i w pośpiechu założyłam białe conversy. Narzuciłam na siebie bluzę, w jednej ręce trzymałam telefon. Wybiegłam z domu z prędkością światła. Byłam zdenerwowana, bardzo. Szłam przed siebie nie mając żadnego planu, nie wiedząc w ogóle w jakim kierunku zmierzam. Po kilkunastu minutach znalazłam się w parku. Znalazłam ławkę najbardziej odizolowaną od ludzi i usiadłam zakładając słuchawki. Włączyłam telefon. Dwa nieodebrane połączenia od mamy i kilka sms'ów od kumpli. Tak czy inaczej jestem sama. Miałam tylko kilku znajomych, których i tak nie uważałam za przyjaciół. Pogodziłam się z tym, że w życiu nie można liczyć, że ktoś obdarzy cię przyjaźnią czy miłością. Prędzej czy później i tak da ci kopa w dupę. Nie wahałam się ani chwili, od razu usunęłam wiadomości. Chciałam wszystko zostawić za sobą i mieć 'czystą kartę'.  
Zaczęłaś nowe życie, musisz zmierzyć się z nowym wyzwaniem. A tym wyzwaniem jest nie kto inny jak sam Harry Styles.
Zadzwoniłam do mamy. Przeprosiłam, że wcześniej nie odebrałam. Przyjęła wszystko z spokojem, co mnie trochę zdziwiło. To raczej nie jest normalne, że matka wysyła cię samą do Londynu i nie bardzo ją to obchodzi czy w ogóle dotarłaś cała i zdrowa. No ale już byłam przyzwyczajona do tego, że nie poświęcała mi za dużo uwagi. Dla niej liczył się tylko Nick i jego kasa. To było najważniejsze.
Podgłośniłam ulubioną piosenkę, położyłam się na ławce i zaplotłam dłonie za głową. Wsłuchiwałam się w dźwięki muzyki patrząc w niebo.Postanowiłam się wyciszyć. Zamknęłam oczy i słuchałam.
Obudziły mnie krople na mojej twarzy i cisza. Z słuchawek nie wydobywał się żaden dźwięk. No pięknie bateria mi padła. Deszcz padał coraz bardziej, ulice zaczynały robić się puste, wszyscy szukali schronienia. A ja przeciwnie, nie przeszkadzało mi to. Ale to nie znaczy, że zostanę tu. Podparłam się dłońmi i wstałam. Wracałam ulicami Londynu, oglądając wystawy sklepowe. Deszcz nie przestawał padać spływając po moich włosach, twarzy. Czarna bluza nie dawała żadnej ochrony.
Ledwie dotarłam do domu. Jak tylko przekroczyłam jego próg, natychmiast ściągnęłam z siebie morką bluzę i rzuciłam ją na ziemię. Oklapłam na miękkim dywaniku i zaczęłam rozwiązywać swoje buty.
- Matko kochana! Gdzieś ty była? - spytał Oliver - Martwiliśmy się o ciebie! Znikłaś bez słowa na kilka dobrych godzin! Nie wyobrażasz sobie co przeżywałem. Myślałem, że coś ci się stało. Nie mamy do ciebie żadnego kontaktu. Bardzo się wystraszyłem - nawijał jak najęty, trochę się przestraszyłam. Nikt mną się tak nie interesował od.. no właśnie chyba nigdy - Cieszę się, że już jesteś. Nie rób tego więcej. Informuj, kogoś kiedy będziesz wychodzić, lub zostaw jakąś karteczkę, wiadomość - dodał już spokojniej - Hmm...właśnie jemy kolację. Zjesz z nami?
Odetchnęłam i pomyślałam przez chwilę. Potem spojrzałam mu w oczy i powiedziałam 'okej'.
Kiedy weszłam do kuchni, wszyscy siedzieli już przy stole. Wszystkie oczy były zwrócone na mnie. Myślę, że czekali, aż wybuchnę płaczem, czy coś. Dobrze, że byli w błędzie. Ja nie płaczę przed nikim. Gemma uśmiechnęła się do mnie. Wspomniała mi, żebym usiadła obok niej. Nałożyłam sobie trochę sałatki i zaczęłam jeść.
- Co dziś robiłaś? Byłaś na mieście? -  wypytywał ciekawy Louis nabierając na widelec spaghetti.
- Tak dokładnie to byłam w parku. Miałam wystarczająco dużo czasu, aby przemyśleć wiele rzeczy - popatrzyłam na Harry'ego - też to, że jestem nic nie wartym, rozpieszczonym bachorem - zmarszczył brwi i przygryzł wargę, wyglądał jakby toczył wewnętrzną walkę nad tym, co mi powiedzieć. Do końca kolacji już nikt nie odezwał się nawet słowem. Skończyłam jeść, wzięłam mój talerz i włożyłam go do zlewu, nie zauważyłam, że Harry poszedł za mną.
- Mm, Maddison... Chciałem ci tylko powiedzieć, że jest mi naprawdę przykro, że powiedziałem ci to wszystko.
Zszokowana tym co powiedział, stałam i nie wierzyłam własnym uszom.  
Czy on mnie właśnie przeprasza? Co mu się stało? Przecież jeszcze kilka godzin temu wyzywał mnie od najgorszych.
Spojrzałam w lewo i zauważyłam, ze wszyscy uważnie obserwowali mnie i Harry'ego.
- Myślę, że powinniśmy zacząć wszystko od początku. Cześć jestem Maddie - powiedziałam wyciągając rękę w jego kierunku.
- Witaj Maddie, jestem Harry - i odwzajemnił mój gest z lekkim uśmiechem.
- Cieszę się, że się pogodziliście. Dłużej już nie wytrzymałbym tego napięcia - oznajmił Oliver - Jak już mówiłem jestem dziś umówiony i wychodzę.  Proszę nie rozwalajcie tego domu. Chcę w nim jeszcze pomieszkać - zaśmiał się.
***
Już podczas odprężającej kąpieli doszły mnie słuchy głośnej muzyki, ale zignorowałam to. Jednak było coś, czego nie dało się zignorować. Jakaś para leżała na moim łóżku i się obściskiwała.
- Czy to jest jakiś żart? - powiedziałam i zbiegłam na dół. Najszybciej odnalazłam Zayn'a.
-Widzę, że jednak postanowiłaś do nas dołączyć - pijany objął mnie ramieniem, co wywołało na mojej twarzy grymas - rozerwij się trochę.
- Może bym to zrobiła, gdyby jakaś para nie starała się o dziecko akurat w moim łóżku - Zayn, który w tym czasie upijał łyk swojego piwa zakrztusił się - No idź wywal ich stamtąd - jego kaszel przerodził się w niewyobrażalny śmiech - Przestań się śmiać.
- Wczoraj było słychać całą waszą rozmowę, a mam na myśli ciebie i Harry'ego, więc skoro jesteś taka wyszczekana to sama idź i to załatw - uśmiechnął się bezczelnie, na co ja wywróciłam oczami i odeszłam od niego jednak jego dłoń mnie zatrzymała.
- Co? - spytałam niechętnie.
- Seksownie wyglądasz w tym dresie.
Na te słowa wydobył się z moich ust jęk niezadowolenia.



___________________________________________________________
*jeśli szanujesz moją pracę poświęconą napisaniu tego rozdziału - skomentuj, wystarczy parę słów*

 Hej misiaki!
Przepraszam, że tak długo nie było rozdziału, ale pewnie tak jak wszyscy potrzebowałam trochę czasu z powodu odejścia Zayn'a. Miał się pojawić już wczoraj, ale nie miałam czasu, ani weny, żeby go dokończyć.
Mam nadzieję, że rozdział wam się spodobał.
Zapraszam do dalszego komentowania, obserwowania i odwiedzania mojego bloga :)

niedziela, 22 marca 2015

Rozdział 3

Leżałam jeszcze przez chwilę na łóżku, po 10 minutach postanowiłam wstać i się ogarnąć. Poszłam do łazienki, weszłam do środka zamykając za sobą drzwi i podeszłam do umywalki. Odkręciłam kran, przemyłam twarz. Zakręciłam wodę i chwyciłam biały ręcznik wiszący obok. Przetarłam nim oczy, usta a następnie resztę twarzy.
Zamknęłam oczy rozmyślając o sytuacji która miała miejsce kilkanaście minut temu. Pokręciłam głową, chcąc wyrzucić z niej te myśli.
Zdjęłam strój i rzuciłam go na ziemię. Weszłam pod prysznic, zasuwając drzwi. Namydliłam swoje ciało i odkręciłam wodę po czym poczułam zimno, spadające z góry na mnie. Przekręciłam uchwyt tak, aby zrobiło się cieplej. Nabrałam szampon na ręce i wtarłam go we włosy. Opłukałam się i wyszłam z kabiny na zimne kremowe kafelki. Podbiegłam do szafki, wyciągnęłam z niej pierwszy lepszy duży ręcznik i okryłam nim swoje ciało.

Popatrzyłam jeszcze na swój brzuch. Nie był płaski - przynajmniej tak mi się zdawało. Złapałam skórę i ścisnęłam ją, aż w końcu pojawiła się na brzuchu fałdka. Obok stała waga, stanęłam powoli na niej i zamknęłam oczy. Bałam się spojrzeć w dół.

 A co jeśli przytyłam?

Wzięłam głęboki oddech, wypuściłam powietrze przez nos, po czym uchyliłam powieki i zerknęłam na licznik, który wskazywał liczbę "48"
Jeszcze tydzień temu ważyłam czterdzieści sześć kilo. Przytyłam, aż dwa... dwa kilo. Szybko z niej zeszłam.
Spojrzałam na siebie w lustrze. Przyglądałam się każdemu centymetrowi. Łzy zaczęły się zbierać w moich oczach. Nienawidziłam się. Nienawidziłam. Były takie dni, że nie mogłam nawet na siebie patrzeć. Usiadłam pod ścianą i pozwoliłam łzom spłynąć po moich policzkach. Przyciągnęłam nogi do klatki piersiowej, po czym objęłam je ramionami, a głowę odchyliłam do tyłu.
- Cholera... - wymamrotałam, przykładając otwartą dłoń do czoła. Byłam zmuszona wyjść, tak okryta, z łazienki. Pociągnęłam jeszcze nosem i z westchnieniem wytarłam łzy.
Zawinęłam bardziej ręcznik na moim ciele i wyszłam z pomieszczenia na palcach. W salonie na kanapach siedziała czwórka chłopaków tyłem do mnie, byli tak zafascynowani oglądaniem filmu, że nawet nie zwrócili uwagi na półnagą dziewczynę biegająca po ich domu. Ostrożnie wychodziłam po schodach, ale coś oczywiście musiało pójść nie tak. Na końcu korytarza stała Gemma i rozmawiała z zielonookim brunetem, mówili bardzo cicho, więc nie mogłam usłyszeć o czym rozmawiają. Chciałam się schować, powoli zaczęłam się wycofywać, ale za późno, bo Gemma mnie zauważyła.
- Harry, pamiętasz? Mówiłam ci o Maddie. Jest z Ameryki! - powiedziała podchodząc do mnie.
Chłopak prychnął i ruszył w moim kierunku. Poprawiłam ręcznik, upewniając się, że wszystko zakrywa. Poczułam jak moja twarz robi się czerwona. Myślałam, że już coś powie, a on tylko przeszedł obok mnie i mocno otarł się o moje ramię. Syknęłam, marszcząc czoło.
- Harry, wrócisz tu szybko i przeprosisz Maddie ! - krzyknęła na niego.
Naprawdę mnie nie lubił. Byłam zszokowana gdy się odwrócił i podszedł do mnie.
- Przepraszam...przykro mi, że byłaś pomyłką - wycedził przez zęby.
Gapiłam się na niego. Nienawidził mnie, to było oczywiste. W całym domu było cicho. Przygryzłam wargę i prawie się rozpłakałam. Wbił wzrok w podłogę. Dalsza rozmowa nie miałaby sensu, więc bez żadnej odpowiedzi poszłam do swojego pokoju. Zamknęłam drzwi na klucz. Byłam w okropnym szoku.

***
Leżałam na łóżku myśląc o wszystkim i o niczym. Czułam się nijako. Po głowie ciągle chodziły mi słowa Harry'ego. Masa pytań nasuwała mi się na myśl w jednym momencie.

Co ja mu zrobiłam? Czy dla wszystkich jest taki niemiły? Czy reszta chłopaków też jest taka? Może nikt mnie tu nie zaakceptuje? Jestem inna niż wszyscy? A może Harry ma rację. Nie. On nie ma racji, udowodnię mu że nie jestem taka słaba, jak on sobie wyobraża. Myśli, że może mnie tak traktować? O nie, nie pozwolę na to.

Nie widziałam żadnego z domowników odkąd poszłam do pokoju. Kilka minut później rozległo się pukanie do drzwi. Postanowiłam, że jeśli będzie to Harry, uderzę go prosto w twarz. Otworzyłam drzwi i zacisnęłam pięść, gotowa dać Harry'emu pięknego prawego sierpowego prosto w szczękę.
Zauważyłam, że to tylko Gemma.
- Tak mi przykro Maddie. Nie zasługujesz na to żeby tak do ciebie mówić - przytaknęłam - Myślę, że teraz źle się z tym czuje. On nigdy się tak nie zachowuje. Jeśli chcesz zejść na dół, jest tam tata i dał Harry'emu reprymendę .
- Nie zejdę na dół, ale powiedz mu, że nie obchodzi mnie to co powiedział. Powiedz, że jest w porządku.
- Kolacja gotowa - słyszałam głos Olivera - Dołączysz do nas Maddie?
- Nie dziękuję, nie jestem głodna - powiedziałam na tyle głośno, żeby mógł usłyszeć to Oliver, który jak przypuszczam znajdował się teraz w kuchni.
- Jesteś pewna? Jeśli nie chcesz z nami zjeść, mogę przynieść ci do pokoju - powiedziała Gemma i oparła się o framugę drzwi.
- Na prawdę nie jestem głodna, możesz już iść. Pa  - zamknęłam jej drzwi przed nosem.
Prawda była taka, że byłam głodna, cholernie głodna, ale jeśli chcę zrzucić te zbędne kilogramy, muszę być nieugięta. I będę nieugięta.
Dla zabicia czasu postanowiłam poczytać. Kilkanaście książek leżało na moim stoliku, zanim zdecydowałam się którą z nich przeczytać jako pierwszą. Usadowiłam się na jednej z wygodnych puf, szukając jakiś interesujących publikacji. Chwyciłam jedną z większych książek, była okuta gładką, kolorową okładką. Skupiłam wzrok na czarnych literkach, byłam tak pochłonięta, że nim się obejrzałam byłam już na ostatniej stronie. Światło żarówki rozpraszało panujące wkoło ciemności, a zegar wskazywał godzinę pierwszą w nocy. Nagle wszechobecną ciszę przerwało dość głośne burczenie. Postanowiłam, że zagłuszę swój brzuch herbatą, to musiało wystarczyć na całą noc.
Po cichu przekręciłam klucz w drzwiach, po czym wyszłam z pokoju i zeszłam na dół.
Kiedy wreszcie znalazłam się w kuchni pierwszą rzeczą jaką zrobiłam to nastawiłam wodę w czajniku. I zaczęłam szukać herbaty.
- Tego szukasz ?

Cholera, tylko tego brakowało.

- Ughh.. - wydałam z siebie bliżej nieokreślone warknięcie. Podeszłam do niego i wyrwałam mu pudełeczko z herbatą w środku. Wróciłam i włożyłam jedną saszetkę do kubka, starając się nie zwracać uwagi na Harry'ego.
- Dziękuję się mówi - powiedział a ja przewróciłam teatralnie oczami. Nie mógł tego widzieć, ponieważ stałam tyłem do niego. Zalałam wrzątkiem herbatę. Miałam nadzieję, że sobie pójdzie.
 Obróciłam się, on dalej tam stał z głupim uśmiechem na twarzy. Podeszłam bliżej i położyłam rękę na biodrze. Wbiłam palec wskazujący w jego klatkę piersiową ciągle patrząc mu prosto w oczy.
- Sława tak uderzyła ci do głowy, że już nie wiesz co mówisz, nie obchodzi cię to czy kogoś zranisz - gotowało się we mnie. Nie poprawka.. Wrzało! A moja złość z każdą sekundą wzrastała bardziej. Aż mnie ręce świerzbiły, żeby mu przywalić - Jesteś zapatrzonym w siebie, nic nie wartym egoistą bez uczuć. Nie pozwolę się tak traktować Styles - zaskoczony uniósł brwi, stał z otwartymi ustami i gapił się na mnie - A teraz wybacz idę wypić w spokoju swoją herbatę - obróciłam się na pięcie. Zabrałam kubek i ruszyłam zadowolona z tego wszystkiego co mu powiedziałam w stronę pokoju.
- Dobranoc - dodałam z sztucznym uśmiechem. On nie ruszył się nawet o milimetr.

Chwyciłam T-shirt i położyłam na łóżku. Potem ściągnęłam bluzę i dresy. Wślizgnęłam się w koszulkę i z zadowoleniem zauważyłam, że była tak długa, że prawie sięgała mi kolan.
Położyłam się na łóżku, czując przyjemne ciepło i miękkość koca. Ułożyłam poduszkę i wtuliłam się w nią. Wtedy zamknęłam oczy, a sen stopniowo mnie zabierał.
Następnego ranka leżałam dłużej w łóżku niż zazwyczaj, ponieważ naprawdę nie chciałam wpaść na korytarzu na Harry'ego, kiedy szłabym do toalety. Są szanse, że już wyszedł, ale nie chciałam ryzykować.



___________________________________________________________
Tak więc pojawił się rozdział 3. Szczerze? Nie uważam, żeby był jakiś wybitny, ale nie uważam też, żeby był jakiś okropny. Mam nadzieję, że wybaczycie mi ten rozdział :)

Piszcie w komentarzach, co sądzicie o tym rozdziale i ogólnie, co sądzicie o tym opowiadaniu. Muszę wiedzieć czy pisanie tego ff ma jakiś sens. :)
Przypominam, że jeśli chcecie być informowani - zostawcie username z twittera lub link do bloga w komentarzu! 

POZDRAWIAM ♥

sobota, 14 marca 2015

Rozdział 2

Chwyciłam rączkę od walizki na kółkach i ruszyłam w stronę domu. Kiedy tylko przekroczyłam próg podbiegł do mnie przepiękny pies, jak się nie mylę husky syberyjski. Uśmiechnęłam się i pogłaskałam go. Miał bardzo milutką, jasną sierść, do tego uroczo machał ogonem. Uwielbiam psy, zawsze chciałam mieć, nawet jakiegoś małego kundelka, ale oczywiście mama nie godziła się na zwierzęta w domu.
- Nazywa się Odie - powiedziała Gemma, popatrzyłam na nią odwzajemniając uśmiech.
Gemma jest ode mnie trochę wyższa. Ma przepiękne, lśniące fioletowo-błękitne włosy, które sięgają jej za ramiona, brązowe oczy i figurę, której każdy może jej pozazdrościć. Wydaje się być miłą osobą, no ale mogę się mylić.

Tata wziął moje walizki i spytał czy chce coś do jedzenia, nie jestem teraz zbyt głodna, więc pokręciłam głową i zniknął gdzieś na górze schodów. Gemma zaproponowała, że mnie oprowadzi po domu. Była w nim spora kuchnia połączona z jadalnią, ściany miały kolor biały, a meble czarny. Łazienka nie jest jakoś specjalnie duża, ale nie jest również mała, w kolorze kremowym. Obok znajdowały się pokoje gościnne. Następnie wielki salon... hmm wielki to mało powiedziane, w tym pokoju zmieściłyby się trzy hotelowe apartamenty. Ogromne okna wpuszczały dużo światła.  Na środku salonu stały trzy kanapy, przed nimi stolik do kawy. Naprzeciwko na ścianie wisiał wielki telewizor, a pod nim znajdowała się półka na płyty, DVD i konsolę. Przez duże szklane drzwi wyszłyśmy na taras, gdzie był basen, obok stały leżaki i hamak. W rogu były schody, które prowadziły do ogrodu. Na środku był wybudowany kamienny krąg z paleniskiem.
Wróciłyśmy do środka i weszłyśmy po schodach na górę. Gemma powiedziała mi czyj pokój jest kogo, nie pokazywała go w środku. Wreszcie nadszedł czas na mój, znajdował się na końcu korytarza.

W rogu stało duże łóżko, na nim kilka poduszek w kolorze fioletowym, obok stała szafka nocna. Pod jednym z okien było biurko w kolorze kremowym, a przy nim obracany fotel w tym samym kolorze co poduszki. Następnie regał cały wypełniony książkami. Na środku biały milutki dywan, a na nim stolik, na około którego leżały poduszki do siedzenia. Miałam także wielką garderobę. Była w niej dosyć spora toaletka. Siostra opuściła pomieszczenie, a ja zabrałam się za wypakowywanie rzeczy. Ubrania poukładałam w garderobie, kosmetyki w toaletce. Miałam też kilka rzeczy które pomagały mi się odprężyć. Laptop i dwie książki. Książki włożyłam do jednej z szuflad półki nocnej, a laptop położyłam na biurku. Potem to co lubię najbardziej, czyli testowanie łóżka. Było bardzo wygodne. Wszystko wyglądało jak z jakiejś bajki. Rozległo się pukanie do drzwi.
- Proszę - odpowiedziałam, w drzwiach stanął tata, wszedł pewnym krokiem i usiadł obok mnie.
- Słuchaj Maddie - popatrzył mi prosto w oczy - na początku chciałbym powiedzieć, że bardzo się cieszę z twojego przyjazdu. Nie chcę, żebyś czuła się tu źle. Ten dom zawsze będzie twoim domem. Wiem, że nie byłem dobrym ojcem, ale na prawdę chcę to zmienić - nie wiedziałam co odpowiedzieć, więc tylko się uśmiechnęłam. Niezręczną ciszę przerwała Gemma, wparowała do pokoju z torbami w rękach.
- Proszę to dla ciebie, kilka drobiazgów. Mam nadzieję, że spodobają ci się - położyła je na stoliku, a ja oczywiście podeszłam i ją uściskałam.
- Dziękuję, jesteście dla mnie tacy mili.
- Może chcesz iść teraz ze mną na zakupy? Umówiłam się z znajomymi dziś na mieście.
- Innym razem, chcę teraz odpocząć.
- No jasne, rozumiem. Podróż pewnie byłą męcząca. Gdybyś czegoś potrzebowała wiesz gdzie się zwrócić o pomoc - puściła mi oczko, jeszcze raz mocno mnie przytuliła i wyszła z pokoju.
- Możesz spokojnie spacerować po domu i ogrodzie, czuj się jak u siebie. Ja muszę wracać do pracy, będę w gabinecie - powiedział Oliver i ruszył w stronę drzwi. Szybko podbiegłam do niego.
- Bardzo dziękuję .. tato - przytuliłam go, a przy ostatnim wypowiadanym słowie pojawił się na jego twarzy wielki uśmiech.

***
Gdy zostałam sama, podeszłam do stolika i zaczęłam przeglądać prezenty. Kilka kosmetyków, ubrania. Wszystko było ładne, i nawet w moim stylu.
Zastanawiałam się co mogę najpierw zrobić, wybrałam basen. To chyba dobre rozwiązanie. Postanowiłam założyć strój kąpielowy który dostałam dziś od Gemmy, składający się z czarnego stanika i czarno-białych bokserek. Wychodząc z pokoju wzięłam jeszcze okulary przeciwsłoneczne, iPoda i słuchawki. Z łazienki zabrałam ręcznik, po czym zeszłam na dół.
Na tarasie zdjęłam buty, odłożyłam wcześniej zabrane rzeczy na leżak i wskoczyłam do basenu, zamykając oczy. Moje stopy dotknęły podłoża, więc odepchnęłam się w górę w kierunku powierzchni. Przepłynęłam jeszcze kilka razy i wyszłam z basenu. Wytarłam się ręcznikiem, położyłam na leżaku, i włożyłam słuchawki do uszu włączając muzykę w iPodzie na full.
Zaraz po kilku minutach poczułam lodowaty strumień wody na mojej głowie i ciele.
- Co to do cholery było? - wybuchłam i wyrwałam słuchawki. Oprócz mnie były tu jeszcze dwie osoby. Dokładnie dwóch chłopaków. Jeden był blondynem z niebieskimi oczami, a drugi brunetem z zielonymi. Byłam wściekła ale starałam się tego nie pokazywać. Chłopaki śmiali się w najlepsze, więc spojrzałam na nich złowrogo i się wyciszyli.
- Nie odezwiesz się? - zapytał brunet z burzą loków na głowie - Chyba się nie obraziłaś ? Ej! - starał się zwrócić moją uwagę, jednak na marne.
Dokończyłam się wycierać i szybkim krokiem ruszyłam w stronę domu. Na schodach napotkałam kolejną przeszkodę. Wpadłam na wysokiego bruneta.
- Kurwa.. - mruknęłam pod nosem.
- Wszystko w porządku? - Stał przede mną z perfekcyjnym uśmiechem i spoglądał hipnotyzującymi brązowymi tęczówkami w moje oczy. Jego brązowe włosy były postawione na żel. Mogłam powiedzieć, że stoi przede mną bóg seksu.
- Mmm... nie! - minęłam go, pobiegłam do swojego pokoju. Zatrzasnęłam drzwi za sobą i rzuciłam się na łóżko.

Chyba nie wyszłam aż na taką zołzę, prawda?


______________________________________________________
*Jeśli przeczytałeś/aś - zostaw komentarz*

Bardzo dziękuje za wszystkie komentarze i wyświetlenia, jesteście cudowni ♥
Mam nadzieję, że wam się podoba. Kolejny rozdział prawdopodobnie za tydzień :)
Więc do następnego xx

niedziela, 8 marca 2015

Rozdział 1

Maddie's POV

Wróciłam z imprezy. Weszłam cicho do domu, odłożyłam klucze do koszyka na komodzie w przedpokoju, miałam już iść na górę, i wtedy zapaliło się światło w salonie.
- Musimy porozmawiać Maddie - powiedziała stanowczo mama, dokładnie ilustrując mnie wzrokiem.
- No wiem miałam przyjść wcześniej bla bla. Porozmawiajmy o tym rano, jestem zmęczona, chce mi się spać - zaczęłam powoli wpinać się po schodach.
- Musisz spakować walizki. Chcę żebyś zamieszkała z ojcem - wypaliła, a ja zamarłam.
- Co ty pierdolisz?
- Maddie ostrzegałam!
- No co? Chcesz się mnie pozbyć? Własną córkę wyrzucasz z domu? Przecież nie chcę, się wyprowadzać do ojca, czy on w ogóle się kiedykolwiek mną interesował? - naskoczyłam na nią, nawet nie wiem jak teraz wygląda, ostatni raz go widziałam jak miałam 2 latka, w ogóle go nie pamiętam - Nie chce nigdzie wyjeżdżać! I dlaczego taka nagła decyzja?
- Znalazłam prochy w twoim pokoju - wykrzyczała, gdy to usłyszałam moja złość wzrosła - To się stało, myślałam, że jesteś porządną dziewczyną. Twoi znajomi źle na ciebie wpływają, i dlatego wyjeżdżasz do ojca.
- Pogięło cie? Grzebałaś w moich rzeczach? Ja nie mogę wejść do twojej sypialni bez pytania!
- Jestem twoją matką i mam do tego prawo - powiedziała z powagą - Będziesz mieszkać z ojcem i tyle. On mieszka teraz w Londynie,  powinnaś być tam jutro po południu. Samolot masz o 11:30.
- Oh na prawdę fajnie, że mówisz mi w dzień wyjazdu - prychnęłam sarkastycznie - To że dajesz mi kieszonkowe, nie oznacza że jesteś dobrą matką, nie masz w ogóle dla mnie czasu, obchodzi cię tylko twój nowy chłopak, jesteś wpatrzona w niego jak w obrazek - wyrwałam jej bilet - Wiesz co? Chcę zamieszkać z tatą, nie chcę dłużej tutaj z tobą i twoim kochasiem mieszkać - pobiegłam do swojego pokoju, otworzyłam wszystkie szafy i wyrzuciłam ubrania. Potrzebne rzeczy położyłam na łóżku i zaczęłam je pakować do walizek. Poszłam do szafki zobaczyć czy moja matka wzięła wszystkie prochy, które się tam znajdowały. Wzięła.
Walizki stały obok łóżka już spakowane, usiadłam na jego brzegu. Rodzina, której zrujnowałam życie, na pewno mnie nienawidzi. Matka ma mnie i to wszystko w dupie. Chce się mnie tylko pozbyć. No to proszę nie mam zamiaru dłużej tutaj mieszkać. Robiło się już jasno na dworze, ostatni raz mogłam patrzeć i podziwiać piękny wschód słońca z mojego pokoju.

Zeszłam do kuchni, nie zwracając uwagi na to czy kogoś obudzę, zabrałam jogurt z lodówki i usiadłam przy blacie kuchennym.
- W Londynie na pewno cię polubią - powiedziała mama.
- Mogłaś wcześniej powiedzieć, już by mnie tu nie było.
- Maddie nie złość się na mnie, tam będzie ci lepiej.
- Jesteś wredną suką, tylko tyle mam ci do powiedzenia - powiedziałam to w końcu i nie żałowałam żadnego słowa, które jej powiedziałam.
- To ja cię wychowałam i jestem twoją matką do cholery, więc odnoś się do mnie z szacunkiem.
- Dobra, dobra - wymamrotałam i opuściłam kuchnię.

Ruszyłam w stronę łazienki. Umyłam twarz, wyszczotkowałam zęby i wzięłam szybki orzeźwiający prysznic. Następnie dokładnie rozczesałam włosy i owinięta ręcznikiem opuściłam pomieszczenie. Z walizki wyjęłam pierwsze lepsze rzeczy, były to czarne dresy zwężane przy łydkach i szara bluza z nadrukiem. Wyjęłam jeszcze kremową bieliznę i z powrotem weszłam do łazienki. Założyłam na siebie wcześniej przygotowane rzeczy. Ostatni raz weszłam jeszcze do mojego pokoju. Podeszłam do komody na której znajdowało się kilka zdjęć, energicznym ruchem zgarnęłam wszystkie do walizki. Byłam już gotowa. Zeszłam na dół do salonu z walizkami i zadzwoniłam po taxi. Siedzieliśmy wszyscy na kanapach w ciszy. Nie chciałam nic mówić. Nienawidzę ich. Chciałam już być w drodze na lotnisko.
- Będzie nam cie brakowało - powiedział Nick, nowy chłopak mojej mamy.
- Skończ i się nie ośmieszaj.
 Właśnie podjechała taksówka. Zerwałam się na równe nogi, założyłam bluzę i pożegnałam się, musiałam się jak najszybciej wydostać z tego domu.
Kiedy dotarłam na lotnisko, zabrałam walizki i trzasnęłam drzwiami auta. Weszłam do hali, usiadłam na jednym z miejsc. Kobieta mówiła przez intercom, że lot do Londynu jest już gotowy i można wchodzić na pokład.

Weszłam na pokład, nie obracając się za siebie. Chciałam wszystko zostawić za sobą i zacząć nowe lepsze życie. Zajęłam miejsce przy oknie. Cały lot tak naprawdę pamiętam jak przez mgłę. Pamiętam tylko moment startu, a później zapadłam w głęboki sen. Obudziła mnie stewardessa.
- Przepraszam, pomyślałam że chce pani wiedzieć, że już wylądowaliśmy - powiedziała.
- Dziękuję, ze mnie pani obudziła - opuściłam samolot i poszłam po mój bagaż.
Zauważyłam mężczyznę trzymającego kartkę z napisem "MADDIE". Podeszłam pewnym krokiem.
- Cześć, jestem Oliver i jestem ..twoim ojcem - powiedział i uśmiechnął się szeroko.
Myślałam, że będzie mnie nienawidził za to, ze postanowiłam zrujnować im życie, a on był taki miły w stosunku do mnie. Zabrał moje walizki i ruszyłam za nim do samochodu. Nie wiedziałam jak zacząć rozmowę. Byłam trochę zmieszana.
Jeszcze wczoraj gdyby mi ktoś powiedział, że dziś będę w Londynie z swoim biologicznym ojcem, to bym go wyśmiała.
Dziesięć minut później byliśmy już na miejscu. Oliver zaparkował przed domem.
- Wow, jest ogromny - powiedziałam, kiedy zobaczyłam duży dom, który teraz będzie także moim domem.
Gdy tylko wysiedliśmy z auta, z domu wybiegła jakaś dziewczyna.
- Cześć Maddie, jestem Gemma, twoja przyrodnia siostra. Miło mi cię poznać - powiedziała z uśmiechem i mocno mnie przytuliła, to było bardzo miłe. Na prawdę byłam w szoku, że tak się zachowywali, przecież odwracam ich życie do góry nogami.
- Słyszałam, że mam jeszcze jakieś brata tak? Mama mówiła - powiedziałam bez żadnego zastanawiania się.
- No tak, ale nie ma go teraz w domu, będzie dopiero wieczorem, spokojnie na pewno się polubicie - puściła mi oczko, na co ja się zaśmiałam.


___________________________________________________________________
Przepraszam, że tak nagle postanowiłam zmienić fabułę. Poprzednie opowiadanie nie było do końca przemyślane, i tak jakoś wyszło.


Mam nadzieję, że nie jest najgorzej :)

Tak więc, widzimy się nie długo ♥
Ps. Jeżeli to czytasz, to proszę zostaw komentarz (jestem ciekawa, ile osób czyta tego bloga)

Prolog

Każdego dnia. Każdej godziny. Każdej minuty, a nawet każdej sekundy coś się zmienia. Jednak nikt nigdy dokładnie nie wie co to będzie.
''Zwykła dziew­czy­na, dwie oso­bowości, każda z nich to praw­dzi­wa ona.
W oczach ob­cych twar­da, nieugięta las­ka, która mści się bo­leśnie, nig­dy nie wy­bacza, nie płacze, jest nieby­wale sil­na.
W oczach naj­bliższych przy­jaciół sil­na, ale de­likat­na, która pot­ra­fi wy­baczać, często płacze do poduszki. Dziewczyna, która wśród ob­cych przy­biera drugą osobowość, ze strachu, że ktoś ją kiedyś zra­ni...
To ja
'' - po­wie­działam... To zmieniło mo­je życie na zaw­sze.





Nazywam się Maddie Black, a oto moja historia...


 _____________________________________________________________