wtorek, 5 maja 2015

Rozdział 5

Wyrzuciłam kochającą się parę z mojego pokoju, następnie rzuciłam wzrokiem na rozwalone pościele w łóżku, nie miałam ochoty teraz spać po tym jak ta dwójka zakochanych zabawiała się w nim. Zrobiło mi się niedobrze na samą myśl. Usiadłam w fotelu otwierając laptopa i kuląc nogi do klatki piersiowej. Weszłam na twittera, moje palce przez chwilę zawisły nad klawiaturą. "To wszystko to są jakieś żarty. Czuję się jak w jakimś programie, gdzie wkręcają ludzi." Tylko tyle, że to mało prawdopodobne. Następną godzinę bezsensownie błądziłam po stronach internetowych.
Z niemałym zdumieniem zorientowałam się, że zaczęłam stukać niecierpliwie palcami o blat biurka. Głód. Głód nikotynowy. Zamknęłam z trzaskiem laptop. Grzebałam gorączkowo w kieszeniach, szukając papierosa. Ostatniego, wyjętego z paczki i schowanego na czarną godzinę, która najwidoczniej nadeszła. Przejechałam nerwowo językiem po spierzchniętych wargach. Ja to mam szczęście. Nie ma go, nigdzie go nie ma. Dopadł mnie już dość silny głód i wiedziałam, że jeśli zaraz nie zapalę to dostanę takiej nerwicy, że przewrócę ten dom do góry nogami. Zdecydowałam się wyjść do najbliższego sklepu, pomimo tego, że nawet nie wiedziałam gdzie się znajdował. Było grubo po 24:00, miałam nadzieję, że są tu sklepy otwarte całą dobę. Narzuciłam na siebie kurtkę i włożyłam portfel do kieszeni. Impreza chyba właśnie dobiegła końca, ponieważ większość osób opuściła apartament a reszta, która zdecydowała się zostać spała na kanapach, fotelach, również i na podłodze. Porozrzucane kubki w jakimś stopniu utrudniały mi dotarcie do wyjścia ponieważ, potknęłam się kilka razy o nie. W końcu wyszłam z mieszkania i ruszyłam prosto przed siebie. Później skręciłam w prawo, gdzie po kilku krokach dostrzegłam sklep obok stacji benzynowej. Łaziłam między półkami, gdy nagle potrąciłam jedną, wszystkie produkty które stały na niej rozsypały się po ziemi.
- Przepraszam! - powiedziałam, klękając na podłodze by je podnieść.
- Nic się nie stało - usłyszałam głos dziewczyny, która zaczęła pomagać mi je zbierać.
Kiedy zebrałam już wszystko, podałam jej, a ona mi podziękowała. Dziewczyna była mniej więcej mojego wzrostu z długimi blond włosami. Miała piękne niebieskie oczy. Poprawiła szybko swoją sukienkę ę i wróciła za kasę. Poprosiłam o moje ulubione papierosy. Zapłaciłam i zgarnęłam z blatu paczkę, wychodząc na zewnątrz, aby natychmiast odpalić skręta. Usiadłam na nagrzanych przez cały dzień kamiennych schodach prowadzących do sklepu. Oparłam się plecami o balustradę i wyciągnęłam jednego papierosa, włożyłam między wargi. Wzięłam do ręki zapalniczkę i podpaliłam. Wciągnęłam dym do ust i zatrzymałam na moment, by móc delektować się kojącą wonią dymu, jaki się z niego wydostawał. Byłam zrelaksowana. Zamknęłam oczy. Właśnie tego potrzebowałam głupiego papierosa, który dawał mi tyle szczęścia. Po chwili wypuściłam dym z ust. Powoli. Zmysłowo. Rozchyliłam powieki i spojrzałam na dziewczynę ze sklepu, która szła w moim kierunku.
- Czy przypadkiem nie zgubiłaś czegoś? - wyciągnęła rękę w której trzymała wisiorek taki sam jaki dostałam od babci na 10 urodziny. Nigdy się z nim nie rozstawałam. To jedyne co mi po niej zostało. Babcia była dla mnie ważną osobą, jedyną, o której wiedziałam na pewno, że mnie kocha. Czasami głośno myślałam, jakbym prowadziła z nią rozmowę. Wiedziałam, że mi nie odpowie, ale czułam, że była przy mnie obecna.
- Dzi.. - urwałam wypowiedź gdy zobaczyłam, że jest przerwany. Przyłożyłam dłoń do skroni, prosząc Boga w duchu, żeby to nie była prawda. Ten mały wisiorek był dla mnie najcenniejszą rzeczą na tym cholernym świecie, to on dawał mi takiego kopa w życiu kiedy miałam chwile słabości. A przychodziły one bardzo często - Dziękuję - dokończyłam. Przecież to nie była jej wina.
- Leżał obok miejsca "wypadku" - wypowiadając ostatnie słowo, zrobiła cudzysłów w powietrzu - Najwidoczniej zahaczyłaś nim i dlatego teraz jest w takim stanie, bardzo mi przykro, bo jest na prawdę piękny. Na pewno jest dla ciebie ważny - powiedziała po tym gdy zauważyła jak bardzo się przejęłam.
- Hmm.. no trudno. Nie mam możliwości cofnięcia czasu, a szkoda. Na pewno da się go naprawić - pocieszałam się w duchu i próbowałam zaczepić oczko za oczko, jednak na marne.
- Tak w ogóle jestem Emily. Miło mi cię poznać - wyciągnęła rękę w moją stronę.
- Maddie - odwzajemniłam gest i schowałam naszyjnik do kieszeni, dokładnie zasuwając zamek kieszeni.
Poklepałam dłonią miejsce obok siebie i po chwili blondynka usiadła obok mnie. Wciągnęłam do płuc kolejną porcję dymu.
- Ale nie wiem czy powinnam, pracuję tu od wczoraj. A trochę trudno znaleźć w tej dzielnicy pracę. Szef będzie miał pretensje.
- Nie będzie miał żadnych pretensji, jeśli się o niczym nie dowie. - zaczęłam spokojnie - Popatrz na ulicach nie ma już nikogo. Jest środek nocy. Przecież siedzimy przy samym wejściu, mamy wszystko pod kontrolą - wyciągnęłam mały paluszek i powiedziałam z uśmiechem - Obiecuję, że szefunio się nie dowie - a ona splotła go wraz ze swoim.
- Mogę? - wskazała na paczkę, którą trzymałam w dłoniach. Spojrzałam na nią i podałam jej tekturowe pudełeczko. Wyciągnęła z niego papierosa i odpaliła - Dzięki - oddała mi moją własność, wypuszczając z płuc dym.
Patrząc w gwieździste, bezchmurne niebo rozmawiałyśmy o wszystkim. Od ulubionej muzyki i filmów do znienawidzonego jedzenia. Zauważyłam, że moja koleżanka była bardzo energiczna. Była jak wszyscy moi starzy znajomi w jednym! Ale odkąd odczytała jakąś wiadomość na komórce, zaczęła dziwnie się zachowywać. Co chwilkę sprawdzała godzinę i było po niej widać, że była lekko poddenerwowana. Spojrzałam w dół na swoje stopy i szybko zauważyłam, że mój but się rozwiązał, więc instynktownie pochyliłam się aby go zawiązać. Kiedy skończyłam dostrzegłam czarny samochód, który powoli podjeżdżał do krawężnika. Nim się obejrzałam Emily stała już na dole schodów. Ja postanowiłam zostać na miejscu i odpaliłam kolejnego papierosa. Obserwowałam całą sytuację z boku. Dziewczyna niepewnie wyciągnęła coś z kieszeni ale nie mogłam dostrzec co to. Chłopak wyrwał przedmiot z jej ręki i wtedy jego głowa obróciła się w moją stronę.
- Cześć Maddison. Jaki ten świat jest mały, nie sądzisz? - nie zdążyłam nawet odpowiedzieć bo auto odjechało z piskiem opon. Co to miało znaczyć? Byłam jednocześnie przestraszona i zaciekawiona sensem i celem jego postępowania. .
Zerwałam się na równe nogi kiedy dotarły do mnie słowa dziewczyny. Oznajmiła mi, że jej zmiana właśnie się kończy i wraca do domu. Zachowywała się jakby nigdy nic się nie wydarzyło.
Szłyśmy chodnikiem w dół ulicy. Próbowałam wyciągnąć od niej jakiekolwiek informacje na jego temat, najważniejsze jak się nazywa, lecz bezskutecznie.
Nasze drogi się rozeszły w tamtym momencie. Byłyśmy koło domu Emily. Pożegnałyśmy się, oczywiście musiałam spróbować jeszcze raz, nie dałoby mi to spokoju, jednak nowa znajoma odpowiedziała tylko "do zobaczenia i to nie jest mój znajomy". To kto do cholery? Chciałam zapytać, ale niestety dziewczyna była szybka i znikła szybko za drzwiami.

Dalej szłam w stronę mojego domu. Ciemność odbierała mi więcej, niż tylko dobrą widoczność. Ponieważ ta panująca na ulicach ciemność odbierała mi wszelki spokój. Mogłam siebie oszukiwać, ale to właśnie spokój był tym, czego teraz potrzebowałam najbardziej.
Wspinając się po stopniach do domu zerknęłam jeszcze przez ramię. Samochód Olivera stał na podjeździe, co oznaczało, że już wrócił. Nacisnęłam klamkę i pociągnęłam w dół. Spróbowałam ponownie. Drzwi były zamknięte a ja nie miałam kluczy. Musiałam coś szybko skombinować, tak żeby tata nie dowiedział się o mojej nocnej wyprawie. Pierwsze co mi wpadło do głowy to telefon do Gemmy. Wybrałam odpowiedni numer i przycisnęłam zieloną słuchawkę. Nic. Spróbowałam kolejny raz. Dalej nic. Postanowiłam zmienić numer ponieważ już wiedziałam, że Gemma mi nie otworzy. Po kilku próbach dodzwonienia się do któregoś z chłopców zrezygnowana wybrałam numer Malika. Przyłożyłam telefon do ucha.
Pierwszy sygnał - nic.
Drugi sygnał - nadal nic.
Trzeci sygnał - odebrał.
- Mad - ochrypły głos sprawił, że podskoczyłam wystraszona - Co się stało, że dzwonisz do mnie o trzeciej w nocy?
- Um... mam mały problem. Proszę otwórz mi drzwi, bo nikt inny z domowników nie raczy ruszyć swojego tyłka i tego zrobić.
- Co?
- No tak... Halo? - przez chwilę po drugiej stronie panowała cisza. A później usłyszałam czyjeś kroki i brzdęk kluczy. Nagle drzwi otworzyły się i stanął w nich brunet w samych bokserkach. Zastygłam jak słup soli, a Zayn tylko się uśmiechnął bezczelnie.
- Wejdziesz czy dalej będziesz tu stała i pożerała mnie wzrokiem? - wydawał się rozbawiony.
- Wcale nie...
- Właśnie, że tak - westchnął tęsknie - Patrzyłem na twoje usta i widziałem, jak przygryzłaś wargę i się uśmiechnęłaś.
Czułam, że robię się czerwona jak dorodny buraczek. Odwróciłam wzrok byle by tylko nie patrzeć na jego nagi tors i wszystkie te tatuaże jakie zdobią jego ciało, które swoją drogą jak dla mnie było idealne.
- Świetnie - odparłam przez zaciśnięte zęby.

Wdrapałam się po schodach na górę i weszłam do siebie. Rzuciłam się na łóżko i zatonęłam w swoich myślach. W tym momencie dotyczyły one tylko jednej osoby. I choć wiedziałam, że nie powinno tak być, to nie mogłam nic na to poradzić. Czułam niewytłumaczoną złość, dlatego że zrobił ze mnie taką idiotkę. Rozmyślałam tak jeszcze przez chwile i choć walczyłam ze sobą jak mogłam, udałam się do krainy Morfeusza.

***
- Musisz tak tłuc się od samego rana, kobieto? - zostawiłam na blacie to co trzymałam w reku i weszłam do salonu. Na kanapie leżał Zayn po chwili podniósł głowę i grymas pojawił się na jego twarzy. Głowę schował w poduszkę i mamrotał.
- Oh, czyżby męczył cię kac biedaku? Tak mi przykro ale właśnie zamierzam wysuszyć włosy, a suszarka jest trochę głośna - zaśmiałam się pod nosem i wróciłam do łazienki. Musiałam wysuszyć włosy a wkurzenie przy tym Zayna to tylko dodatkowy plus.
- Zabiję ją - słyszałam jego głos, który był coraz bliżej. Moje serce przyspieszyło kiedy zauważyłam, że znów na sobie miał tylko bokserki. Zayn podszedł bliżej i stanął obok mnie. Odłączył suszarkę od prądu i zabrał ją ze sobą.
- Ej co ty robisz?! - krzyknęłam za nim.
- Konfiskuję ją. Nie mam najmniejszego zamiaru siedzieć w więzieniu za zabójstwo przez głupią suszarkę - pokręcił głową z uśmiechem. Miałam ochotę podejść do niego i zedrzeć mu z twarzy tą pewność siebie.
Warknęłam, co wywołało u niego rozbawienie.
Ach, więc tak się chcesz bawić. Chcesz wojny Malik to będziesz ją miał.



___________________________________________________________
*jeśli szanujesz moją pracę poświęconą napisaniu tego rozdziału - skomentuj, wystarczy parę słów*


 Przepraszam, że rozdział taki krótki i do dupy, ale ostatnio coraz gorzej idzie mi pisanie. 
Obiecuję, że kolejny będzie o wiele dłuższy. 
Chciałam podziękować za aż 15 komentarzy pod ostatnim rozdziałem. Jesteście niesamowitym wsparciem :) No więc do następnego, który pojawi się na 100% szybciej niż ten. Czekam na szczere komentarze :)

4 komentarze:

  1. Rozdział jest fantastyczny! Nie mam dziś głowy do pisania komentarza więc przepraszam :(
    Ale na prawdę bardzo mi się podoba, i nie mogę doczekać się kolejnego. Mam nadzieję, że nie będziemy musieli długo czekać :) x

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział. Jest mega! Bardzo zaintrygowała mnie część z tajemniczym autem. Mam nadzieję, że we właściwym czasie dowiemy się, kto to jest. :D
    Nie mogę doczekać się następnego, pozdrawiam Marta

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział ! Gratuluję ! Strasznie podoba mi się całość i czekam na ciąg dalszy . Jak możesz to informuj mnie na tt :@/The_Best_Louis xoxo

    OdpowiedzUsuń
  4. Ojejku! Śliczns to i bardzo ciekawe! Czekam z niecierpliwością nanastępny.

    OdpowiedzUsuń